Tzw. solą ziemi (również "tej ziemi"😉 ) nie są inżyniery, kołcze i ticzery, tylko ludzie prości. Tacy którzy może nie kończyli wyszukanych szkół, ale potrafią zrobić niemal wszystko z niczego. A na pewno przeżyć.
Kiedy poznałem swojego leśniczego, jakąś specjalną estymą go nie darzyłem: ot - gość który "pilnuje" lasu, a czasem się przyda jak potrzebuję opału. Z czasem to się zmieniło - ja nabrałem pokory i szacunku dla jego wiedzy i umiejętności, odpuściłem rozmowy o "rzeczach ważnych które każdy powinien znać, bo to wstyd". On też się zmienił: nadal patrzy na mnie z politowaniem, ale już nie mówi że jestem głupi (choć ja wiem, że jestem).
W zeszłym tygodniu pokazał mi, które dwa jesiony mogę "położyć", bo i tak już suszki. Położyłem. Pociąłem na klocki, porąbałem (uwielbiam), a dziś pojechałem załadować. Było co rzucać, bo przyczepa wysoka, ale to naprawdę fajne uczucie tak się umęczyć fizycznie. I "odparować" mózg. Wracam. To znaczy - chciałem, ale się okazało że ciągnik stoi na grząskim, przyczepa trochę się utopiła. Chuj - stoję. Nie da rady.
Dzwonię do niego
_Utopiłem się ratuj.
"- Przecież masz linę, to się wyciągnij"
- Jak się mam wyciągnąć, skoro traktor nie ma wyciągarki?
" -........"
Przyjechał. Pierwsze zdanie?
"- I po co ci te informacje o jakimś stosie co go namalował Delakruiks (tak to wymawia), skoro byś tu z głodu umarł?"
Sam se poradził z wyjechaniem.
Kiedyś bez takich prostych, mądrych ludzi wszyscy zginiemy. Oglądając kołczów.
Kiedyś mu zrobię zdjęcie (jak pozwoli) i Wam tego giganta pokażę.