Miasto w którym mieszkam - Poznań - będzie dzisiaj oblegane przez protestujących rolników. I ja się nawet cieszę, bo uważam że protesty są super. Problem natomiast jest taki, że mam wrażenie, iż niezbyt wiedzą, co protestują.
Wiem, że rolnikom nie jest jakoś łatwo w Polsce, bo nasz kraj prowadzi politykę wyparcia lokalnych produktów, a Orlen ma praktycznie monopol na saletrę którą sprzedaje po wielkich kosztach.
A jednak trudno mi się patrzy przychylnie na protest organizowany przez człowieka, któremu zamknęli fermy futerkowe, na którego stronie "instytutu" są antyukraińskie i prorosyjskie treści, a także rolników wożących się traktorami wartymi tyle, co dwa mieszkania, narzekającymi, że ich profity spadły o 3% w skali roku, kiedy dla nas - zwykłych obywateli - koszty życia urosły jeszcze bardziej.
I co najzabawniejsze, większość wypierających Polskie produkty artykułów spożywczych pochodzi nie z Ukrainy, a z Zachodu.
I to jest bardzo zabawny chichot tego wydarzenia.