Kiepski dzień, rzeczy raczej się psuły niż działały. Późnym popołudniem mój umysł już stał na stanowisku, że fatum i że dzień na straty. Próbowałem z nim dyskutować ale był widać zmęczony bo nie chciał słuchać o racjonalnych przesłankach. Na koniec jednak dzień zagrał mu na nosie, wyświetlił na niebie piękną tęczę. Co prawda za plecami miałem ogniście czerwone niebo, co ten znów potraktował jako dowód nadchodzącego nieszczęścia, ale wtedy jawnie już parsknąłem mu w nos i pojechałem dalej w miłej dżdżystej atmosferze z uśmiechem na ustach.